poniedziałek, 22 lipca 2013

Rozdział 16 Don't let me go


Muzyka



Ze snu wyrwał mnie irytujący dźwięk mojego telefonu. Usłyszałam ciche mruknięcie Harry'ego. Mimo świadomości co mnie czeka dzisiejszego dnia, miałam dobry humor.
-Harry...
-Dzień dobry..- mruknął zaspany na co uśmiechnęłam sie pod nosem.
-Przepraszam, że Cię budzę ale muszę już wstać.
-Ah, tak. Racja.- rzucił. Poczekałam chwilę ale nadal sie nie ruszył.
-Harry, ale teraz.
-No już, już. -sapnął niezadowolony. Puścił mnie żebym mogła wstać. Wyglądało no to, że spałam w Jego objęciach.
    Podeszłam do krzesła i zabrałam ubrania przygotowane na dzisiejszy dzień i oznajmiłam brunetowi, że idę do łazienki. Wykonałam poranną toaletę, czyli umyłam twarz, zęby, rozczesałam włosy i splotłam kłosa oraz się ubrałam.
 
    Spakowałam resztę kosmetyków do mojej fioletowej kosmetyczki i wróciłam do pokoju. Dołożyłam ją do walizki i postanowiłam zejść do kuchni, przygotować coś na śniadanie. Harry'ego już nie było w moim pokoju co oznaczało, że obecnie ubiera się w swoim.
    Zbiegłam do kuchni. Już na schodach czułam boski zapach. Mmmm... Czyżby omlet? Strzał w dziesiątkę. Przy blacie stał Harry.
-Naprawdę nie musiałeś. - uśmiechnęłam się. On odwrócił się do mnie przodem.
-Ej, a kto powiedział, że to dla Ciebie? - no racja. Nie bardzo wiedziałam co powiedzieć, a Hazza widząc moją minę zaczał się głośno śmiać.
-Żartuję. No jasne, że dla Ciebie. Siadaj.- wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. Po chwili przede mną pojawił się gorący omlet. Chłopak usiadł naprzeciw mnie i razem zaczęliśmy konsumować śniadanie.
    Gdy skończyliśmy pomogłam chłopakowi posprzątać.
-A właściwie gdzie jest reszta? - spytałam. I jak na zawołanie usłyszeliśmy odgłosy w salonie a po chwili w kuchni stawiła się cała czwórka.
-Dzień dobry rodzinko!- uśmiechnął się Louis.
-Dzień dobry- odpowiedziałam grzecznie. Przywitałam się z resztą i zajęłam się z brunetem przygotowywaniem kolejnych porcji jedzenia.

     Poranek mijał nam bardzo szybko w świetnych humorach. Niestety nadeszła pora na mnie. Dopakowałam wszystkie potrzebne rzeczy, sprawdziłam czy niczego nie zapomniałam i byłam wreszcie gotowa. Hazz pomógł mi znieść walizkę na piętro. No i nadszedł czas na pożegnanie. Nie wiedziałam co mnie czeka w Polsce, co się dzieje z Rachael, jakie Kate ma zamiary wobec mnie i czy kiedykolwiek jeszcze spotkam tą piątke która sprawiła, że chociaż te pare dni były miłe.
Ze łzami w oczach rzuciłam się na szyję Niallowi.
-Niall dziękuję Ci za... wszystko. Za wczoraj, za to, że pomogłeś mi skopać tyłek Louisowi.- zaśmiałam się przez łzy.
-Nie ma za co. Trzymaj się Mała!- przytulił mnie mocno i odszedł kilka kroków dalej udając, że wszystko w porządku.
-Będziemy tęsknić. Uważaj na siebie i pamiętaj, że zawsze Ci pomożemy. Dzwoń kiedy chcesz.- mocno uściskałam Liama i podziękowałam.
-Nie zapomnisz  o nas, nie? Jak mówił Liam i Niall, trzymaj się i bądź ostrożna.-trochę zdziwiły mnie słowa Zayna. ''Bądź ostrożna''? Wiem o czymś? Nie, niemożliwe.
-Dziękuję Ci.
-No chodź tu młoda- przygarnął mnie Louis. Jezu jak ja będę tęsknić... - Chłopcy już wszystko powiedzieli. Ja powiem tylko, że fajnie się z tobą mieszkało ale tych żelek ci nie zapomnę- puścił mi oczko.
-Oj Louis, Louis. Obiecuję, że Ci je odkupię- zaśmiałam się.
-Obiecuję, że będę dobrze opiekował się Lily.- tak dobrze słyszeliście. Lily zostaje... Kate nie pozwoliła mi jej zabrać. Jedynej osoby dzięki której jestem jeszcze przy życiu.
-Dziękuję.- rozpłakałam sie na nowo.
No i Harry...

Now you were standing there right in front of me
I hold on, it's getting harder to breath
All of a sudden these lights are blinding me
I never noticed how bright they would be

Don't let me
Don't let me
Don't let me go
'Cause I'm tired of feeling alone

Wtuliłam się  w miękką bluzę, zostałam otoczona silnymi ramionami. Jak czuć się bezpieczniej? Słone łzy wsiąkały w materiał. Wtuliłam twarz w Jego szyję. Po moim policzku spłynęły łzy. Nie moje ale Jego.
-Harry nie płacz- wydusiłam. - Obiecałam, pamiętasz? Wrócę.
-Wiem. Eleno...
Niech to szlag! Usłyszałam dzwonek do drzwi. Już? Nie! Dlaczego!?
Szybko oderwałam się od chłopaka ale on jeszcze przyciągnął mnie za rękę i szepnął.
-Eleno kocham Cię. Nie zapomnij. - poczułam jego ciepły oddech przy moim policzku oraz jak zamyka w mojej dłoni jakiś chłodny przedmiot. Wsunęłam go szybko do kieszeni i odwróciłam się.
W drzwiach stała już Kate. Może mi się tylko zdawało ale jakoś miny chłopcom zrzedły na jej widok. Wzięłam swoją walizkę i podeszłam do brunetki.
-No witaj! Jak tam? Gotowa?- spytała sztucznie przyjaznym głosem witając się ze mną buziakem w policzek.
-Jasne. - mruknełam i wyszłam razem z nią z domu. Jeszcze przy samochodzie odwróciłam się w stronę okna w którym stał Harry. Nawet nie próbowałam się uśmiechnąć. Pokiwałam mu jedną ręką i wsiadłam do pojazdu. Po chwili odjechałam czarnym autem zostawiając chłopaka którego pokochałam.

    Zajęłam miejsce w miękkim fotelu przy oknie. Zapięłam pasy i od razu wyjęłam odtwarzacz z muzyką i słuchawki. Obok mnie usiadła Kate a dalej Bryan. Podczas lotu nie zwracałam uwagi na otoczenie. Zamknęłam się w moim świecie. Tylko ja i muzyka.


-Wstawaj ślicznotko. - poczułam szarpnięcie za ramię. Otworzyłam gwałtownie oczy i rozejrzałam się. Pokład był już prawie pusty. Zabrałam szybko swoje podręczne rzeczy i wyszłam z samolotu.
    Odetchnęłam rześkim powietrzem. Wiatr rozwiewał moje brązowe włosy. Kilka kosmyków wysunęło się z mojego warkocza wpadając mi do oczu.
-Chodź- dostałam polecenie od Kate. Ruszyłam za wielkim mężczyzną.
     Czy oni potrafią mówić po polsku? No tak, nie pomyślałam. Jeżeli nie to ja będę zmuszona...
Dotarliśmy do busu który podwiózł nas pod wejście do lotniska, tam wysiedliśmy i szybko przeszliśmy na kontrolę. Znowu.

 muzyka 

-Gdzie jedziemy?- Spytałam w końcu, ale w odpowiedzi dostałam tylko surowe spojrzenie od Kate.       
        Po odebraniu bagażu, załatwieniu tych wszystkich kontroli, wsiedliśmy do czarnego Marcedesa czekającego pod lotniskiem. Bałam się. Nie wiedziałam gdzie mnie wiozą. Wyjechaliśmy już dawno z Poznania - bo tam lądowaliśmy - i od 2 godzin jedziemy jakąś leśną drogą. Może przez cały ten czas minęliśmy z dwa samochody? Trochę mnie to niepokoiło.
       Całą podróż przesiedziałam w ciszy. Kate co kilka minut odbierała telefony, rozdawała rozkazy lub poganiała kierowcę żeby się pospieszył. Gdy zadzwonił po raz kolejny jej telefon i po kilku słowach zorientowałam się, że chodzi o Rachael postanowiłam podłsłuchać.
-Co?! Jak to wbiłeś jej nóż w brzuch?... Nie! ... Żyje?... - zamarłam. Jak to wbił Rach nóż brzuch? Przecież jeżeli nikt jej nie zawiezie szybko do szpitala może nie przeżyć.
   Gdy Kate skończyła połączenie od razu na nią naskoczyłam.
-Mówiłaś, że nic jej się nie stanie! Zabiłaś ją! On ją zabił! Jak mogłaś! - wrzeszczałam. Kobieta miała obojętny wyraz twarzy dopóki nie usłyszała ode mnie jak ją wyzywam od 'szmat'.
-Zamknij się! Zaraz skończysz tak jak ona!- to uciszyło mnie na chwilę. Krótką chwilę.
     Siedziałam skulona w samochodzie, drżałam ze strachu. Cały czas płakałam, martwiłam się o Rachael.
     Dojechaliśmy na miejsce ok. 18. Gdy tylko wysiadłam z auta przyleciało do mnie kilka komarów. Ughhh. Nienawidzę.
     Bryan prowadził nas wąską ścieżką do jakiegoś starego, najwyraźniej opuszczonego budynku, który znajdował się niedaleko samochodu. Sam widok straszył. Powybijane okna, wyważone drzwi, ściany w grafitti... Wyglądało na jakąś opuszczoną fabrykę. Od razu na plecach poczułam ciarki.
     Przeszliśmy przez bramę która mimo wszystko jakoś się trzymała i nawet miała założone zabezpieczenie w postaci szyfru. Gdy podeszliśmy bliżej zauważyłam kamery przymocowane na ścianach. Jedna była zwrócona wprost na mnie. Wszystko zaczynało mnie coraz bardziej przerażać. Nagle sobie przypomniałam o kuzynce. Co ja bym teraz dała żeby ją zobaczyć... Hmmm. Bardzo możliwe, że to nastąpi jeszcze dzisiaj.
 
 

     Z budynku wyszedł nieznajomy mi mężczyzna. Ubrany był w czarny t-shirt przez co jego liczne tatuaże były odsłonięte. 
      
     Bez słowa podszedł do mnie i pociągnął mnie za łokieć w stronę wejścia. Spojrzałam jeszcze przez ramię na Kate i Bryana. Złośliwe uśmiechy nie zwiastowały niczego dobrego.

     Strach ogarnął całe moje ciało. Budynek oed wewnątrz wyglądał gorzej niż się spodziewałam. Cuchnące powietrze, obsypujące się ściany, dziury w podłodze, plamy krwi na ścianach. Wolałam nawet nie myśleć do kogo należała.
Szliśmy różnymi korytarzami. Niska temperatura była przyczyną moich flegmatycznych ruchów.
-Szybciej- warknął mężczyzna. Dreptałam za nim z nogi na nogę. Trzęsłam się z zimna ale nie miałam odwagi o tym powiedzieć. Facet szedł przede mną i nawet nie sprawdzał czy za nim idę. Zresztą to oczywiste, bo mimo moich starań, pogubiłam drogę już przy trzecim zakręcie. Niestety nie potrafiłabym już wrócić do wyjścia. Byłam w pułapce.
     Zatrzymaliśmy się na szczycie schodów, początku długiego korytarza. Na ziemi leżały odłamki szkła, śrut do pistoletu lub innej broni oraz nóż. Wzdrygnęłam się na sam widok. Mężczyzna poprowadził mnie dalej, aż doszliśmy do pustej sali. No nie całkiem pustej. Po lewej i po prawej stronie znajdowały się drzwi, lub same framugi.
-Zostań tu.-  aż podskoczyłam na Jego ostry ton. Stanęłam przy wejści a on odszedł zostawiając mnie samą. Nie wiedziałam co mam robić. Czy czekać na kogoś? Jedno było pewne- byłam zmarznięta. Na dworze na pewno już zapadał zmrok. Ja tez ledwo co widziałam, jedynie szpary w ścianach lub pomieszczenia bez drzwi dostarczały słabą smugę światła.
     W końcu postanowiłam trochę ‘pozwiedzać’. Chyba nic się nie stanie. Jak ktoś będzie szedł to usłyszę.
Podeszłam do pierwszego pomieszczenia. Gruz zachrzęścił pod moimi butami. Ta cisza mnie przerażała.
 Uchyliłam lekko drzwi ale nic tam nie znalazłam oprócz jakiegoś szarego kawałku materiału. W każdym kolejnym pomieszczeniu zastawałam podobny widok oraz  dość nieprzyjemny zapach. Na razie nikt się nie pojawiał wiec chodziłam dalej. Odgłos moich butów odbijał się echem od ścian. Ta cisza mnie trochę przerażała. 
Po jakimś czasie zaczęłam odczuwać ból nóg i zmęczenie. Widoczność też była ograniczona, mimo, że mój wzrok przyzwyczaił się do ciemności.  Spojrzałam na zegarek w telefonie który wskazywał  22:54. Może powinnam ich poszukać? Jak chowałam telefon, zahaczyłam palcami o zimny przedmiot. Szybko go wyciągnęłam z kieszeni. 
 
To jest ta rzecz którą dzisiaj rano dał mi Harry. Łańcuszek. Powiesiłam go na dwóch palcach żeby móc go dokładnie obejrzeć. Nie mogłam mu się przyjrzeć, już ledwo co widziałam w tych ciemnościach. Palcami badałam jego kształt. Samolocik papierowy. Identyczny. Harry ma taki sam. Widział jak zawsze się nim zachwycałam, teraz też taki mam. Zawiesiłam go na szyję i schowałam za bluzkę. Będzie przypominał mi o Nim. Położyłam na nim rękę i zamknęłam oczy. Łzy próbowały wydostać się spod moich powiek.
Obiecałam mu. Wrócę, nie zostawię go.
      Gdy już straciłam nadzieje, że kogoś spotkam zdecydowałam się znaleźć sobie jakiś koc. Weszłam do pokoju oznaczonego jako „Biuro”. Życie lubi mnie zaskakiwać. W najbardziej niespodziewanych momentach dostajemy to czego chcieliśmy. Nie wiem czy to zawsze dobrze. W moim przypadku raczej nie. Gdy ujrzałam swoją kuzynkę leżącą w kałuży zasychającej krwi, zaparło mi dech. Czas się zatrzymał. Upadłam na kolana przy jej ciele. Nie oddychała. Miała otwarte oczy, ale nie miały życia. Bez blasku. Blade i zimne ciało. 
 
Your eyes, they shine so bright
I wanna save their light
I can't escape this now
Unless you show me how

 Ze szlochem zaczęłam wołać i  krzyczeć jej imię, ale to nie przywróciła jej życia.
-Nie! To niemożliwe! Ty nie możesz być martwa – wyłam.
 -Wszystko jest możliwe -  odwróciłam się szybko żeby ujrzeć osobę która to powiedziała ale mój wzrok spotkał tylko zatrzaśnięte, ciężkie, metalowe drzwi. Huk odbijał się echem od szarych ścian a mój szloch wypełniał pomieszczenie jeszcze przez kilka godzin.


***

Nie wiem co mam powiedzieć. Może na poczatek, że nie mam pojęcia jak was przeprosić. 2 miesiące? Przegięłam. Oraz mam kilka wiadomości dla was. WAŻNE dlatego proszę żeby każdy przeczytał:
Po pierwsze: zastanawiam się nad usunięciem bloga. To nie ma sensu. Mało osób czyta, rozdziały są rzadko, ja nie mam czasu ;c Albo zawieszę bez odwołania albo całkowicie usunę. Napiszcie mi w komentarzach czy jest sens prowadzić tego bloga.
Po drugie: jak wam się podoba rozdział? Męczyłam go chyba 3 tygodnie ;o
Po trzecie: cytaty  :) Pasują czy nie? Jeżeli przeszkadzają w czytaniu i wgl to nastepnym razem bedzie bez. Pierwszy jest z piosenki Harry'ego- Don't let me go, a drugi z Iamgine Dragons- Demons. Z tych piosenek które są do rozdziału.
Po czwarte: JAK WAM SIĘ PODOBA NOWY SZABLON? ♥  Mi ten wygląd bloga osobiście sie bardzo podoba i czekam na wasze opinie :)
Napiszcie co o tym sądzicie ♥
Kocham was i jeszcze raz przepraszam :) x