wtorek, 11 grudnia 2012

Rozdział 5 Życie to nie bajka...

Siemanko ;******* Oto wjeżdżam z nowym rozdziałem :P ( boże nie słuchajcie mnie! nażarłam się pierników i teraz piernicze bez sensu!)
Dziękuję wszystkim za czytanie i za komentowanie ♥ Jesteście boscy...
Piosenka- obowiązkowo turn your face


***

     Siedzieliśmy na kanapie, przy kominku pijąc kakałko. Lily leżała przy mnie na kocu.Spojrzałam na nią. Pysk miała oparty na łapkach.Chłopcy oglądali jakiś film.Chyba jakiś romans bo Harold co chwilę ryczał.No tak. Standard.Postanowiłam się przejść na spacer.Po cichu wstałam żeby im  nie przeszkadzać w oglądaniu.Narzuciłam na siebie bluzę. Przypomniałam sobie że Harry też miał taką.


Jack Wills.


Zeszłam po schodach i zawołałam Lily. pies podbiegł do mnie.
-Wychodzę...-rzuciłam jeszcze i wyszłyśmy.
 Na dworze już zapadał zmrok.Wolnym krokiem spacerowałyśmy uliczkami Londynu. Trochę ręcę mi zmarzły więc schowałam je w kieszeni.Lily swobodnie zwiedzała Londyn. Nawet nie musiałam jej na smyczy trzymać . Zawsze mnie słucha. Nigdy jeszcze mnie nie zawiodła. Ufam jej bezgranicznie, tak jak ona mi. Kocham ją. Tak,kocham ją. Tylko ona mi pozostała. Jakby nie spojrzeć nikomu nie jestem potrzebna. Żyję chyba już tylko dla niej.Mogłabym popełnić samobójstwo. Nie raz o tym myślałam. Już nawet próbowałam... Lekko pod ciągnełam  lewy rękaw. Na ręcę widoczne były jeszcze rany...

 Może pomyślicie że jestem głupia.Ale to przyniosło mi ulgę. Nie jest to rozwiązanie moich problemów.Ale mogę sobie chociaż ulżyć, pomóc w ten sposób. Nikt inny mi nie pomoże.Nikt inny się nie przejmie jakąś zwykłą nastolatką. Stwierdzi po prostu że zaczęła się ''buntować'' i wymyśla nie wiadomo jakie problemy i chce zostać zauważona. A to właśnie nie tak.Do szczęścia potrzeba mi tylko ... no właśnie. Czego?  Miłości? Zrozumienia? Opieki? Nie. Sama umiem o siebie zadbać. Przynajmniej tak mi się wydaje. Ja potrzebuję poczucia wartości. Potrzebuję poczucia że na tym świecie ktoś jeszcze się mną interesuję... Ktoś się martwi, kocha i nie zawiedzie...
Lili była taką osobą.Ale to jest tylko pies. Co ja gadam?!  Jak TYLKO Pies?! Pies potrafi zrozumieć człowieka jak nikt inny.Ale jeśli kiedyś ją stracę, to stracę wszystko. Jeśli ona... odejdzie z tego świata, ja też to zrobię.
     Po moim policzku spływały łzy. Nawet nie potrafiłam ich powstrzymać.Swobodnie spływały po mich policzkach.
     Zanim się obejrzałam doszłyśmy już do spokojniejszej dzielnicy Londynu.Niedaleko stąd był cmentarz na którym leżeli moi rodzice. Pomimo księżyca który już zastąpił słońce postanowiłam ich odwiedzić. Musiałam uważać bo jednak niektóre ulice nie są tak dobrze oświetlone i musiałam liczyć tylko na światło księżyca.Uwielbiałam to miejsce odwiedzać. Miejsce spotkań z bliskimi których już przy mnie niema. No i jeszcze nastrój... Niesamowite. Cmentarz nocą był piękny.Z daleka jak każdy wyglądał trochę upiornie...



...ale te wszystkie znicze *.* po prostu niesamowite



Już dobrze znaną nam drogą, Lily poprowadziła nas do grobu moich rodziców.Usiadłam na ławce i podciągnełam kolana pod brodę.Lily położyła się obok ale cały czas czuwała. Czułam się dzięki niej bezpiecznie.Nikt mi nie dawał takie poczucia bezpieczeństwa.
     Siedziałyśmy w ciszy słuchając delikatnego szelestu liści.Wiatr przeszywał moje ubrania. Było już naprawdę chłodno i późno.
     Zamyśliłam się. Jak zwykle w mojej głowie tylko rodzina, a dokładniej rodzice.Potrafiłam rozmyślać przez cały dzień. Lubiłam to robić mimo że humor zawsze mi się psuł. Smutek...rozpacz... Tylko to wypełniało moją głowę. Potrafiłam też doprowadzić się do płaczu. Właśnie z tego powodu że tak dużo rozmyślałam o życiu. O tym co będzie ze mną. Dlatego też żeby temu zapobiec potrzebowałam kontaktu z ludźmi. Ale znowu, no właśnie, zawsze musi być jakieś ''ale''. Nie lubiłam tego kontaktu z ludźmi. Długo go nie utrzymywałam.Zgrywałam niedostępną. Bałam się komuś zaufać. Bałam się odtrącenia, albo co gorsza odrzucenia.Dlaczego ludzie to robili? Dlaczego mnie odrzucali? Znudziłam im się, nie spełniałam ich oczekiwań itd.Ludzie lubili mną pomiatać, a ja udawałam że mnie to nie rusza. Wracałam ze szkoły i zamykałam się w pokoju. Tak siedziałam godzinami i płakałam. Dlaczego? -zadawałam sobie pytanie.Wtedy do pokoju wchodziła moja mama, pocieszała mnie i mówiła że wszystko będzie dobrze, nawet nie pytając co się stało.To właśnie w niej kochałam.A mój tata? Nigdy, nigdy ale to przenigdy mnie nie zawiódł. Zawsze był przy mnie kiedy tego potrzebowałam.Oczywiście nie wyróżniałam się niczym niezwykłym od innych nastolatków więc kłótnie w domu czasami się zdarzały.
     Siedziałam jeszcze z 15 min. Spojrzałam na mój zegarek. Wskazywał 22.42.
-Kurde. Musimy wracać.-szepnęłam do Lily.Wyciągnełam telefon z kieszeni.No tak! 69 nieodebranych połączeń! Ale chwila, chwila... One nie były ani od Harrego... ani od Lou... ani od nikogo z 1D... Wszystkie były od... Rachael.O! I był jeden sms.Też od Rach:''pomocy''...



***
Liczę na koment! ♥ Kocham was jeszcze raz !
Do następnego;**





5 komentarzy:

  1. nie ma to jak zdjęcia cmentarza

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialnie, ale wiesz mogło by być dłużej, nic takiego się nie wydarzyło tylko nas trzymasz w niepewności, mam nadzieję że masz teraz wenę i kolejne części twojej opowieści będą nie długo♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy Kolejny? Czeeekam♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem co bierzesz jak piszesz
    ,ale ja też to CHCE!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń

Proszę o komentarze <33